Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   29
             

Zdzisław "TopGun" Borawski

PRODUCENT: DETLEV SCHWETZLER, UWE MILDE    DYSTRYBUTOR: BRAK   GATUNEK: SYMULATOR   WWW:WWW.SEGELFLUGSIMULATOR.DE/INDEX_E.HTM


No jak to, symulator lotu w którym lata się szybowcem, do nikogo nie strzela, niczego nie bombarduje i nie niszczy? I to ma być zabawne? Niemożliwe!?



No a jednak możliwe czego autor tekstu jest żywym dowodem. Latanie szybowcem jest tak pasjonującym zajęciem, że nawet w formie symulatora lotu zapewnia godziwą rozrywkę na wiele długich deszczowych dni (bo w te pogodne to trzeba latać tymi prawdziwymi). Zanim przejdziemy do szczegółów pozwolę sobie napisać kilka zdań na temat tego na czym polega latanie szybowcem.



Jak pewnie większość z was słyszała opowieści o góralu co to z politowaniem zagadywał do szybownika który siadł na jego polu: “I co panocku wiat wam się skoncył?”. Jest w tym powiedzonku nieco prawdy, gdyż silnikiem szybowca (z powodzeniem zastępującym taki spalinowy) są wszelkiego rodzaju prądy wznoszące. Powstają one w wyniku nierównomiernego ogrzewania się powierzchni ziemi (termika) oraz na skutek opływania przez wiatr wszelkiego rodzaju gór i pagórków (wiec jak się wiatr kończy to tak jak by się wacha skończyła). I teraz cały “wic” tej zabawy polega na takim lataniu, aby w noszeniach nabierać wysokości, którą potem wykorzystujemy aby dolecieć do kolejnego noszenia. Ta metodą można pokonywać naprawdę duże odległości. Tak żeby zobrazować to powiem, że pierwsze samodzielne przeloty maja około 100 km. Na zawodach, zleżenie od klasy (odpowiednik formuły) w której są one rozgrywane oraz pogody sięgają one 600 km i więcej. A rekordowe przeloty to już całkiem inna sprawa. No więc skoro już mniej więcej wyjaśniliśmy sobie co to jest szybownictwo przejdziemy do samej gry.



Za “pleksą”
Po staremu zaczniemy od grafiki. Bez rewelacji niestety ale narzekać również specjalnie nie można. Teren pokryty jest teksturami wykonanymi na bazie zdjęć satelitarnych, więc nie ma mowy o żadnym powtarzającym się wzorku pól uprawnych jak to się czasem w grach zdarza. Z wysoka (czyli z perspektywy najczęstszej w przypadku szybowców wygląda to dość przyjemnie. Niestety na małej wysokości trochę się to rozłazi. Sprawę ratują liczne obiekty naziemne (domki i wiatraki na przykład) czy pojazdy mechaniczne (ciągnik jeżdżący po polu), ale i tak mistrzostwem świata nazwać tego nie można. Choć z drugiej strony wygląda to poprawnie i zwykle nie trzeba się zastanawiać co autor miał na myśli tworząc dany fragment scenerii. W przypadku szybowców nieco gorzej to wygląda. Modele są mało dokładne i brak im ruchomych części. Ale z drugiej strony wystarczają, tym bardziej, że rzadko oglądamy inne szybowce z tak bliska żeby to przeszkadzało. O dźwięku również można powiedzieć “że jest”. Trochę sampli nagranych w szybowcu, pikanie wariometru elektrycznego i warkot cholówki. No czysta żywa rzeczywistość bez upiększeń. Jak chcesz muzyki to włącz wieżę stojącą w twoim pokoju. Podsumowując oprawę audiowizualną, można powiedzieć, że nie jest ona najwyższych lotów. Nie zachwyca ale również nie odrzuca. Autorzy zdecydowanie skupili się na innych aspektach tej dyscypliny sportu i tam wyszło im zdecydowanie lepiej.

Panowie aerodynamicy
O sile programu w dużej mierze decyduje włośnie fizyka opisująca lot szybowca, oraz ruchy powietrza przez które ten szybowiec leci. Tutaj autorzy odwalili kawał dobrej roboty. Szybowiec zasadniczo zachowuje się tak jak powinien. Oczywiście nie ucieknięto “nerwowości” charakterystycznej dla symulatorów, ale tego to raczej przeskoczyć się nie da bez radykalnej zmiany sprzętu (większe monitory, lepsze joye i tym podobne). Ciężko to opisać, ale jak podczepiłem do kompa orczyk i przepustnicę (tutaj sprytnie robiąca za dźwignię od hamulca aerodynamicznego) to poczułam się jak w domu (tzn. jak w szybowcu). Szybowiec zachowywał się tak jak powinien. Wychodziły wszelkie ślizgi , wywroty i korkociągi. Szkoda tylko, że jedynym zasymulowanym przyrządem do kontroli koordynacji zakrętu jest “icek”. Latać można, ale ja jestem przyzwyczajony do używania “icka” jedynie w celu “kalibracji” kulki. Sporo dobrego można również powiedzieć o atmosferze. Możemy obserwować dwa rodzaje noszeń. Pierwszy i myślę, że na dłuższą metę ciekawszy to termika. Zjawisko to polega na nierównomiernym ogrzewaniu powierzchni ziemi i co za tym idzie powstawaniu różnic w temperaturze powietrza nad różnymi rodzajami terenu. A jak pewnie wszyscy wiedzą powietrze cieplejsze niż otaczające je masa idzie w górę i tak właśnie powstaje komin termiczny. Na jego szczycie zwykle wytwarza się Cumulus (czyli taki ładny biały baranek z szarym spodem). Idąc dalej tym tropem noszeń należy szukać właśnie pod takimi chmurkami. Zostało to w SFS dość dobrze zaimplementowane, kominy tworzą się, wygasają oraz zmieniają położenie jak pan Bóg przykazał, towarzyszą temu oczywiście ładne Cumulusiki w odpowiednich do swojego “wieku” kształtach (od małego kłaczka, aż do formy wygasłej i zaniku). Do tego dochodzi również różna “termiczność” mapki. Są rejony gdzie zawsze można liczyć na silne noszenia, podczas gdy w innych trafiają się tylko słabe lub wręcz żadne. Największą wada jaką zauważyłem jest brak tzw. “szlaków”. Są to w wielkim uproszczeniu połączone w jeden liczne kominy termiczne, tworzące długie na wiele kilometrów strefy noszeń. Drugi rodzaj noszeń to tak zwany “żagiel”. Jeśli wiatr wieje pod stok (prostopadle do zbocza) o odpowiednim nachyleniu i z odpowiednią prędkością to tworzą się nad nim stałe prądy wznoszące. Ich zaletą jest fakt, że jeśli wieje wiatr to na pewno są i do tego wiadomo gdzie. Latanie na takich noszeniach może być bardzo ale to bardzo długotrwałe. Rekordy wynoszą dobrze ponad 24 godziny. Jedynym zasadniczo ograniczeniem jest czas trwania wiatru (jesienią nie jest to wielki problem zwykle) oraz wytrzymałość pilota. Na dłuższą metę noszenia takie stają się jednak dość nudne. Ile można w końcu latać nad jednym zboczem (Choć wieść gminna niesie, ze jest kilku twardzieli, co lata w ten sposób wzdłuż Andów, gdzie jak wiadomo wiatr zwykle wieje w poprzek pasm górskich i robią sobie dziennie do 2000 km. Andy są spore więc raczej monotonia to im nie grozi, jednak jest to przypadek szczególny).
Gramy
Gra zainstalowana czas przystąpić do zabawy. Pierwszym krokiem jest wpisanie własnych danych, zaimportowanie do gry własnej facjaty. Krok drugi to wybór szybowca. Razem z gra dostajemy cztery różnorodne maszyny. Z wartych wspomnienia Ka8 będący szybowcem treningowym (osiągami odpowiada najbardziej Musze Standard), LS8 startujący w klasie standard (taki mniej więcej odpowiednik naszych Jantarów) i smaczek ASW27 należący do klasy piętnastometrowej (balast wodny + klapy i rozpiętość tylko 15 m). Tak więc można wraz z opanowywaniem techniki przesiadać się na coraz mocniejsze maszyny. Do tego dochodzi jeszcze około 20-30 szybowców przygotowanych przez graczy (od wyczynówek z roku 34 aż po Nimbusy i inne najnowsze konstrukcje). Dostajemy również proste narzędzie do analizy oraz modyfikacji biegunowej szybowca (krzywa określająca jego osiągi). Jak ktoś poszuka znajdzie na stronie producenta pełne informacje na temat tworzenia i modyfikowania szybowców. Tak więc nie ma zasadniczo na co czekać tylko zabierać się za tworzenie naszych polskich szybowców (jak na razie mam gotowa biegunowa oraz model lotu Pirata).



Kiedy już wybierzemy szybowiec nadchodzi czas wyznaczania trasy. Do wyboru loty docelowe, docelowo powrotne oraz po trójkącie. Na mapce da się spokojnie wyznaczać trasy do 450 km a na upartego nawet i 500. Do naszej dyspozycji oddano przestrzeń obejmującą Hanover oraz tereny znajdujące się na południe od niego. Jak zostało to wcześniej zauważone do naszej dyspozycji oddano zarówno termikę jak i wielokilometrowe pasma górskie na których tworzy się żagiel. Dla chętnych na wydanie kilku dodatkowych Euro, na stronie jednego z graczy znajduje się teren obejmujący Alpy. Po wyborze trasy zostaje jeszcze pogoda. Określamy takie wartości jak kierunek wiatru, jego siła, turbulencje oraz siła noszeń (takie najczęściej spotykane w naturze ustawienia to 7-8). Na sam koniec należy jeszcze zdecydować czy punkty zwrotne będą rejestrowane przez GPS-a czy też za pomocą zdjęć robionych charakterystycznym obiektom terenowym. Reszta to standardowe ustawienia realizmy, grafiki oraz sterowania. Kiedy już uporamy się ze wszystkim czas na lot (ach, żeby w rzeczywistości tak się dało np. pogodę ustawić).



Lecimy
Start za wyciągarką lub samolotem (do wyboru podczas wyznaczania trasy, na niektórych lotniskach dostępna jest tylko jedna metoda startu). Łapiemy pierwszy komin i wznosimy się powyżej wysokości odejścia na trasę. W tym momencie tak naprawdę zaczynają się ważyć losy wyniku w danej konkurencji. Cała trudność polega na tym aby nad punktem startowym (litera T na lotnisku) znaleźć się dokładnie na maksymalnej wysokości odejścia (standardowo 1000 m, do ustawienia w menu) oraz mieć możliwie dużą prędkość (najlepiej bliską maksymalnej) tak aby zaczynać wyścig z jak największą energią kinetyczną. W momencie przekroczenia linii startu włącza się zegar. Teraz naszym zadaniem jest lecieć w kierunku pierwszego punktu zwrotnego (WP) wyszukując po drodze kolejne noszenia. Prędkość przeskoku należy dobrać w zależności od siły noszeń oraz biegunowej szybowca. Po znalezieniu noszenia wykręcamy je do podstawy i lecimy dalej. Procedurę należy powtarzać przez większą część trasy aż do rozpoczęcia “dolotu”, czyli lot z jak największą prędkością na lotnisko, tak aby dotrzeć na linię mety na wysokości pozwalającej jedynie na wykonanie manewru do lądowania. W po drodze natrafimy oczywiście na obszary słabszych noszeń, kryzysy termiczne i inne tego typu atrakcje. Nawigacje możemy prowadzić zależnie od upodobań. Porównując to co widać na monitorze z mapką, przez nałożenie na mapkę zapisu z logera (wykreślenie trasy po której leciał szybowiec) lub za pomocą tak zwanego “lusterka” które podaje nam informacje w jakim kierunku znajduje się następny punkt zwrotny oraz w jakiej odległości. Nie są to oczywiście wszystkie dostępne za jego pośrednictwem informację. Mamy również obliczaną na bieżąco prędkość średnią, zasięg szybowca (z uwzględnieniem siły wiatru) czy też prędkość z jaką należy lecieć aby uzyskać optymalny “dolot” do lotniska (pod warunkiem oczywiście, że lotnisko znajduje się w zasięgu).

Odprawa
Po wykonanym locie możemy obejrzeć ścieżkę lotu, zapis barograf, zdjęcia punktów zwrotnych (jeśli rejestracja odbywała się za pomocą aparatu fotograficznego) oraz podsumowanie. No i co najważniejsze można sprawdzić jak nasz lot wygląda w porównaniu do innych wykonanych na danym komputerze. I w tym miejscu należało by zasadniczo zakończyć niniejszą recenzję. Pozwolę sobie jedynie na krótkie podsumowanie. Segel Flug Simulator to gra dobra. Mająca wszelkie cechy gry która przykuje do monitora na wiele dni. Szkoda tylko, że grafika nieco odstaje od czołówki. Jednak nie powinno to odstraszać miłośników szybownictwa i innych graczy zainteresowanych tym tematem. Do tego należy dodać duży zakres konfiguracji (np. mamy do dyspozycji “podświetlanie” noszeń) oraz bardzo prostą obsługę (poza joy-em do wykonania przelotu bez korzystania z “lusterka” wystarczą chyba 3 albo 4-ry klawisze). Teraz to pozostaje mi już życzyć tylko połamania skrzydeł.
P.S. Autor niedawno świętował 100 godzinę w powietrzu oraz odebrał wymarzoną licencję pilota szybowcowego, a teraz planuje zabrać się na serio do latania i zrobić w te wakacje kilka ładnych przelotów.


Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   29