Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   74
                   

Patryk "Yisrael" Stanik



Ludzkość zawsze interesowała się życiem pośmiertnym. Cały czas zakłada się, że takie istnieje, bowiem religie opierają się w znakomitej większości na wierze, iż człowiekowi dane jest troszkę więcej czasu niż ten, jaki pożytkujemy na tym padole łez i cierpienia.



Przed świtaniem była noc
Co stanie się jednak, gdy człowiek, który już przeszedł na drugą stronę, będzie chciał wrócić? Czy koegzystencja martwych z żyjącymi jest możliwa? Na to pytanie stara się odpowiedzieć George Romero, który w 1978 roku nakręcił kultowy już dzisiaj film pod znamienitym tytułem „Noc żywych trupów”. Jak sobie zapewne przypominacie, akcja filmu opierała się na powstaniu z martwych kilku truposzy pobliskiego cmentarza, którzy mieli jakiś kompleks względem żyjących, więc starali się ich przekabacić na swoją stronę. Zabijając ich i zjadając ich mózgi. Kilkoro śmiałków, którym udało się uciec przed pierwszym atakiem umarlaków schroniło się w domu, gdzie mieli bronić się przed przeklętymi. Pomysł filmu był bardzo ciekawy, a umieszczenie w miejscu zamkniętym ludzi skrajnie różniących się (i wszystkich ze szczególnie ciekawymi osobowościami) dawało niezły rezultat. Po ciężkiej nocy nastał ranek, a nowy dzień urodził koalicję antyumarlakową, która w szerszej perspektywie poradziła sobie z truposzami. Jak dzieje się w remake'u filmu Romero, który niedawno wkroczył na ekrany polskich kin?

ANA

Świta
Akcja filmu rozpoczyna się sielankowymi obrazkami z niewielkiego miasta o nazwie Everett. Zielone trawniki, czyste chodniki i dzieci bawiące się na nieruchliwych ulicach, po których ospale toczą się samochody. Spokój i cisza, która nie zawsze wróży coś dobrego. Główną bohaterką filmu jest niejaka Ana, pielęgniarka, która jadąc po iście amerykańskim przedmieściu spogląda na eden, jaki ją otacza. Udane małżeństwo, dom i dobra praca. Ana kładzie się spać... Następnego ranka słyszy dziwne odgłosy w korytarzu, gdzie zauważa córkę. Córka jednak, która jednak jeszcze nie jest w trudnym wieku dorastania, rzuca się na matkę, próbując odgryźć co nieco. Tak zaczyna się szaleństwo, chaos i kompletna dezinformacja, która ciągnąć się będzie do końca filmu. Zack Snyder, reżyser „Świtu...”, zdaje się podążać za wskazówkami Mistrza Suspensu, Alfreda Hitchcocka, i po „trzęsieniu ziemi”, jakie atakuje widza w pierwszych minutach, akcja staje się coraz bardziej interesująca.

GŁODOMORY

Na ulicach wypadki, pożary, martwi ludzie zjadający żywych, istne piekło. Ana przed chwilą uciekła przed ukochanym mężem, który chciał ja skonsumować. W takich nastrojach grupa ludzi dostaje się do supermarketu, czy raczej centrum handlowego, gdzie będą starali się przeżyć przez następne dni, oblegani przez hordy nieumarłych. W centrum życie nabiera nowych praw, a ludzie, których kodeks moralny uległ zupełnemu przewrotowi, dla zabicia czasu zabijają żywe trupy (trochę dziwnie to brzmi, ale można je zabić – strzałem w głowę). Dalej Snyder pozostawia nam kilka ciekawych scen w samym centrum handlowym, gdzie ludzie kompletnie zwichnięci światopoglądowo starają się nie utracić człowieczeństwa. Nieufni pogryzionym, ale nadal ludziom, chcą pozbawić ich ostatnich chwil życia. Ana, jako święta filmowa, stara się znowuż pomóc każdemu, bez względu na wszystko, co pasuje do obrazu amerykańskiej bohaterki.
To doprowadza choćby do ataku starej otyłej kobiety, która kilka chwil wcześniej została pogryziona przez zombie (ludzie podczas tej sceny zanosili się śmiechem, bo w karykaturalny i niesmaczny sposób została przedstawiona osoba otyła, którą zresztą grał mężczyzna). Wspomniana wcześniej zabawa w zabijanie nieumarłych również bawi publiczność, która tak jak sami bohaterowie filmu, uznaje zabijanie potworów, które mimo wszystko były ludźmi, za normalny sposób zabicia nudy.

ŻYWI W ŚRODKU

Kino akcji
Powiem szczerze, że ta scena najbardziej mnie zdegustowała, bo pokazywanie takich rzeczy służyło tylko śmiechowi i zabawie, co innego, gdyby reżyser bardziej skupił się na aspekcie psychologicznym. Nie można jednak wymagać od kina akcji nudziarstwa w stylu Felliniego czy Banuela. Po kilku ciężkich dniach w centrum handlowym ludzie zaczynają się niepokoić, dlatego też znajdują plan wydostania się z tego piekła. Czy im się powiedzie – zobaczcie sami, jednak nie wychodźcie od razu z kina, bowiem podczas napisów dowiemy się ostatecznie, jaki będzie wynik rozgrywki ludzie kontra umarlaki.

BLOODRUN

Zawiedzie się ten, który pójdzie na film „Świt żywych trupów” szukając przerażających chwil i strachu. Film, tak jak jego oryginał, jest mało straszny, zrobiony bardziej w konwencji tragifarsy. Z jednej strony multum gagów i zabawnych scen, które rozładowują napięcie, a z drugiej aspekt moralny, gdzie uświadamia się człowieka, że powstanie umarłych to nie przypadek biologiczny, a kara za grzechy. Jak mówi pastor podczas telewizyjnego programu: „Kiedy w piekle zabraknie miejsca, martwi wychodzą na powierzchnię”. Jako film akcji, może z elementami gore, film spełnia swoją rozrywkową rolę, w takim przypadku polecam, szczególnie że po Kręgach znowu zabrakło miejsca w kinie na dobre horrory (choć czekamy na Zgromadzenie i Osadę, właśnie reklamowane). Tak jak w zeszłym roku zabawa w Krwawe Lato, tak i Świt żywych Trupów jest sposobem na spędzenie wakacji z odrobiną adrenaliny, ale, jak już pisałem, film przeznaczony jest dla ludzi strachliwych. Szukających innych wrażeń na pewno nie przerazi.


Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   74